To były trzy dni pełne emocji, wzruszeń i zwiedzania. Zwycięzcy naszego konkursu, który towarzyszył ubiegłorocznej trasie Męskiego Grania: Mirka i Wojtek, spędzili w stolicy Wielkiej Brytanii wyjątkowe chwile. Piotr Stelmach poprowadził naszych Patronów muzycznymi (i nie tylko), londyńskimi ścieżkami. Przeczytajcie relację z wyjazdu!

Pierwszego dnia, zaraz po wylądowaniu w Luton, Mirka i Wojtek zwiedzali Londyn na własną rękę. Najważniejsze punkty programu to m.in.: Big Ben, Westminster Abbey, Buckingham Palace, Tower Bridge i Trafalgar Square.
To co działo się dalej, Wojtek relacjonuje tak:
Kolejny dzień, sobotę, rozpoczyna wiadomość od Piotra: Spotkajmy się na stacji Regent’s Park. Mówię “Piotra”, bo bezszelestnie przechodzimy na “ty” i lecimy przed Sherlock Holmes Museum. Samo muzeum podziwiamy z zewnątrz, bo prawdziwa przyczyna pobytu w tym miejscu jest tuż obok. The Beatles Shop. W końcu tematem wyjazdu są muzyczne akcenty w Londynie. Wystawa sklepu robi wrażenie na każdym, komu czwórka z Liverpoolu nie jest obojętna. Wchodzimy. Możesz kupić całą gamę pamiątek związaną z zespołem. Brytyjczycy potrafią w marketing. I my kupujemy kilka drobiazgów, po czym kierujemy się w jedno z najbardziej uświęconych miejsc: Abbey Road. Jest mistycznie.
Tłumek ustawia się w kolejce, nikt nikomu nie wchodzi w kadr, kierowcy spokojnie obserwują ludzi chodzących czwórkami przez pasy. Nas było tylko dwoje, ale też odtwarzamy słynne zdjęcie z okładki ze smaczkiem w postaci zdjęcia butów przez Mirkę – będę jak Paul McCartney! Jeszcze wizyta w sklepie przy Abbey Road Studio, jakiś drobiazg na pamiątkę i ruszamy na Portobello Road. Tłum gęstnieje. Przystajemy przy domu Georga Orwella i kierujemy się w kierunku The Blue Door, słynnych z filmu Notting Hill niebieskich drzwi, przy których robimy fotki w pozie zapamiętanej z filmu.

Tuż obok Travel Book’s Shop, również znany z tego filmu. Patrząc na tłum próbujący wyrwać dobre dla siebie ujęcie w środku i na zewnątrz, zastanawiam się, czy oni żyją ze sprzedaży książek, czy z biletów. Na Portobello jest ogromny tłum i ogromna liczba straganów ze wszystkim. Gdzieś po drodze odwiedzamy też muzyczny sklep HMV na Oxford Street, ale już nie pamiętam, czy przed czy po Notting Hill. Z tego miejsca kierujemy się do Diana Coffee Bar. Przysiadamy na kawie, wokół zdjęcia Księżnej Diany, która przygląda się nam życzliwie ze ścian. Omawiamy dalszą część dnia, ponieważ Piotr wybiera się na mecz swojego ukochanego Arsenalu, my nie. Siedzimy, gadamy, Piotr czaruje. Opowiada tak plastycznie o widowisku na Emirates i rzuca: jeszcze przez jakieś 20 minut można kupić bilet…
Zatem mamy bilety na mecz więc szybciutko trzeba coś zjeść. Siadamy w Chińskiej Dzielnicy na przepyszne żeberka. Potem metro, tłum gęstnieje z każdą stacją bliżej stadionu. Wejście na stadion robi ogromne wrażenie, zwłaszcza na kimś takim jak ja, który nie był na tak dużym stadionie; na kimś takim jak Mirka, która nie była nigdy na meczu, tym bardziej na takim stadionie. Prezentacja zespołu, dzikie ognie, flagi, wywiady i zaczyna się mecz. 66 tys. ludzi zgodnym chórem odśpiewuje hymn zespołu, zgodnie nagradza oklaskami dobre akcje gospodarzy i z zaciętością wyraża oburzenie na nieprzychylne decyzje sędziego. Kiedy pada bramka, tłum szaleje. Ściskamy się z angielskimi kibicami. Szaleństwo.
Po meczu bardzo sprawnie tłum rozchodzi się na ulicę i do stacji metra. Za nami wychodzą kibice przeciwników. Spoko. Nie ma znanych z Polski utarczek, czy bijatyk. Po prostu nie ma. Zazdroszczę anglikom tego “easy”. Po meczu odwiedzamy jeszcze Heddon Street, gdzie odtwarzamy okładkę “The Rise And Fall OF Ziggy Stardust And The Spiders From Mars” w miejscu, gdzie płyta powstawała. Dzień kończymy na Piccadilly Circus, placu i skrzyżowaniu głównych ulic w centrum teatralnego i rozrywkowego Londynu. Jest mocno po północy, kiedy lądujemy w hotelu.
Zobacz mapę wyprawy:

Niedzielę zaczynamy tam, gdzie skończyła się sobota. Piccadilly Circus, sklep Harrego Pottera (obłęd!) i The Rolling Stones Shop, który jest kilka ulic dalej. Kolejna przecznica i jesteśmy w Third Man Record Shop. Pamiątki, płyty, gadżety zespołu The White Stripes, ale i mały klub muzyczny: stoi perkusja, mikrofon, gitara, którą wolno mi wziąć do ręki. Do niej podłączone są słuchawki. Zakładam, zamykam oczy i niemal jestem rockmanem. Niezapomniane przeżycie.
Stąd kierujemy się na Berwick Street, uliczkę znaną ze sklepów muzycznych, gdzie między innymi odtwarzamy okładkę z płyty “What’s The Story” zespołu Oasis. A kiedy czas coś przegryźć trafiamy na Borough Market. Wieeelki targ pod dachem, wypełniony stoiskami z serami, herbatami, ziołami i całą masą jadłodajni. Posilamy się przepysznym risotto z grzybami i na deser truskawkami polewanymi na naszych oczach czekoladą. Mniam. Jeszcze wyprawa do Battersea Power Station, znanej z okładki płyty Pink Floyd. Elektrownia to obecnie wielki sklep, a w jednym z kominów jest winda na taras widokowy. Niestety podziwiamy tylko z zewnątrz, bo czas płynie nieubłaganie.
W drodze na lotnisko odwiedzamy jeszcze Camden Market, który za dnia robi podobnie
piorunujące wrażenie jak pierwszego dnia po zmierzchu. I czas wracać.
Taka wyprawa mocno poszerza horyzont i przywraca nadzieję w człowieka. Dostaliśmy mnóstwo życzliwości od przypadkowych ludzi, okazywanej na różny sposób. Ale to już opowieść na inną okazję…
Posłuchaj, jak o wyprawie do Londynu, Mirka i Wojtek opowiadają w audycji Wierność w stereo.