Wybory prezydenckie w Polsce odbędą się już 18 maja. W związku z tym, kampanie kandydatów i kandydatek zaczynają nabierać tempa. Co okaże się decydującym czynnikiem? Czy będą to debaty? A może o wyniku wyborów zdecyduje coś zupełnie innego? Odpowiedzi szukał Krzysztof Tubilewicz w rozmowie z Jakubem Bodzionym z Krytyki Liberalnej.
Im bliżej do wyborów, tym coraz gorętszym tematem staje się debata wyborcza, w której starliby się ze sobą kandydaci i kandydatki na urząd prezydenta. Polityczna polaryzacja znalazła swoje odzwierciedlenie w świecie telewizji, w którym wykształcił się wyraźny podział na dwie frakcje. Skutek jest taki, że obie strony chcą mieć swoje debaty. Ale czy gra jest warta świeczki?
Debata prezydencka i „śmierć telewizji”
Jakub Bodziony uważa, że debata – niezależnie od tego, w której telewizji się odbędzie – nie będzie miała wielkiego wpływu na decyzje Polaków przy urnach. Zaznacza jednak, że może stać się szansą dla kandydatów, chcących zaistnieć w świadomości większej grupy wyborców.
- Ona nie zmieni radykalnie tej sytuacji przedwyborczej, dlatego że te debaty i medium samo w sobie, czyli telewizja, już nie są aż tak ważne. Ona, oczywiście, może pomóc danemu kandydatowi czy kandydatce w tym, żeby się wybić, szczególnie jeśli ktoś zaliczy fatalny albo bardzo dobry występ – powiedział Bodziony.
Wybory prezydenckie w internecie
Ekspert podkreślił, że obecnie telewizja w znacznie mniejszym stopniu kształtuje poglądy wyborców niż dawniej. Coraz większy wpływ na wyniki wyborów ma aktywność w internecie, co pokazała kampania prezydencka w Stanach Zjednoczonych
- Patrząc na trendy w kampanii wyborczej w USA, to widzieliśmy śmierć telewizji, jako medium. Donald Trump specjalnie nie chodził do tych wszystkich największych programów. Kampanię zrobił u największych podcasterów na czele z Joe Roganem i do dziś ten wywiad ma około 50 mln wyświetleń – zauważył.
O sile internetu świadczyć może zdaniem Bodzionego popularność jednego z polskich kandydatów. – Sprawę z tego doskonale zdaje sobie Sławomir Mentzen, bo wiemy, że odmawia chociażby TVN, który zapraszał go wielokrotnie do swoich programów – powiedział. – Chodzi do różnego rodzaju podcastów i świetnie prezentuje się na Tik-Toku i jak widzimy w sondażach, ta strategia procentuje – dodał.
Wybory prezydenckie i wielkie marsze
Liderzy największych obozów politycznych w Polsce, czyli Donald Tusk i Jarosław Kaczyński poza debatami i internetem, szans dla swoich kandydatów upatrują również w wielkich marszach. 12 kwietnia w Warszawie odbyć ma się organizowany przez PiS marsz z okazji 1000-lecia koronacji Bolesława Chrobrego i 500-lecia Hołdu Pruskiego. Z kolei miesiąc później przez stolice przejść ma marsz wielki majowy marsz patriotów pomysłu aktualnego premiera. Po co liderom zwaśnionych partii te marsze?
- Główny motyw to będzie policzenie się – powiedział. – Żeby pokazać, że sprawa toczy się o naprawdę wielkie rzeczy (…). Marsze jeden i drugi to będzie tak naprawdę referendum przeciwko lub za tym rządem – stwierdził gość Radia 357.
Bodziony dodał również, że marsz może być ostatnią szansą dla Karola Nawrockiego, który do tej pory nie może pochwalić się udaną kampanią. Kandydat PiS, którego wskazał Jarosław Kaczyński, zalicza wiele wpadek, a największym obciążeniem dla jego sztabu, jest jego przeszłość. - Gdybym był w sztabie Karola Nawrockiego to obawiałbym się, że jeszcze trochę tych brudów i trupów w szafie do wyciągnięcia jest – przewiduje ekspert Krytyki Liberalnej.