Idź do treści
„Wspieram, bo warto” Zaloguj się
„Poprawiacie mi nastrój” Popraw nam!
„Nie było to trudne” Przenieś patronat
Guru na Dzikim Zachodzie

#6 Wielkie plantacje południa USA. O przeszłości nie można zapomnieć

09.05.2025, 7’

Tomasz Gorazdowski opowiada o plantacjach, na których niewolnicy wykuwali bogactwo południowych stanów USA. Dzisiaj plantacje pełnią funkcję edukacyjną. Przypominają o wstydliwej i okrutnej przeszłości kraju, kultywując jednocześnie pamięć i tych, którzy cierpiąc budowali jego potęgę.

Przyleciałem do Miami i stąd rozpocząłem pętlę, która po przejechaniu ponad dwudziestu tysięcy kilometrów doprowadziła mnie znowu do największego miasta Florydy. No tak, w tej chwili po tych kilkunastu dniach, można mówić już o tysiącach przejechanych kilometrów. Najpierw Floryda, a potem Alabama , Missisipi,  Luizjana i Teksas.

O ile o Alabamie i Missisipi za wiele powiedzieć nie mogę, bo w zasadzie podróżując na zachód przecina się tylko niewielkie fragmenty tych stanów, to o Florydzie mogę opowiadać godzinami.

Floryda. Bogata i biedna zarazem

Po pierwsze Miami. Wielkie miasto, w którym czasami nie dogadamy się po angielsku, a raczej po hiszpańsku. Miasto z ociekającymi bogactwem dzielnicami, fantastycznymi domami, rezydencjami i posiadłościami za miliony dolarów. To bogactwo miesza się jednak z dzielnicami biedy. 

Wielkie miasto, to wielkie centrum kulturalne i bogate życie towarzyskie. Wspaniałe muzea, dzielnice designu i przede wszystkim dzielnice nad Atlantykiem. Miami Beach, South Beach i słynna, rozkwitająca wieczorami życiem, promenada Ocean Drive.

Wystarczy tylko kilka godzin, by z Miami dostać się na Key West, czyli najdalej na południe wysunięty kontynentalny kawałek Stanów Zjednoczonych. Miasteczko w którym Ernest Hemingway przelewał na papier swoje myśli. Miejsce urzekające w swej prostocie swoim karaibsko-kreolsko-hiszpańsko- amerykańskim klimacie. Położone w cieniu palm, bardzo wilgotne i od czasu do czasu wietrzne z uwagi na huragany.

Bliżej stąd na Kubę, niż z powrotem do Miami. Kiedy z Ocean Drive ruszymy na zachód przez dziesiątki, a nawet setki kilometrów jechać będziemy przez bagna Everglades. To ogromny park narodowy, zawsze wart zatrzymania i zwiedzania. Dalej czeka nas Floryda środkowa, która jest zupełnie inna od tych bogatych miejsc na wybrzeżu. Zdecydowanie biedniejsza, czasami nawet skrajnie biedna.

Voodoo, jazz, plantacje i kosmiczne problemy

O otaczającej biedzie łatwo jednak zapomnieć, dojeżdżając do bogatszej części wybrzeża z kulminacją w Destin. Fantastyczne małe miast, z plażami nad lazurową wodą Zatoki Meksykańskiej. Potem, poruszając się znowu na wschód jechałem przez zielone lasy Alabamy i Missisipi. Wjechałem do dusznej i bagiennej Luizjany, mając w pamięci jeszcze ciekawe mniejsze miasta, jak Pensacola czy Mobile.

Następny przystanek - Nowy Orlean. Miasto muzyki, miasto z duszą, miasto, w którym jazzem się nie żyje, a w którym jazzem się oddycha. Kolonialna architektura słynnego French Quarter, dziesiątki klubów, w których jazz i blues rozbrzmiewają od samego rana po bardzo późny wieczór. Do tego świetna kuchnia i kult voodoo. Tam po prostu trzeba pojechać, zatrzymać się i chłonąć to niezwykłe miasto. 

O Nowym Orlenie można pisać godzinami i choć trudno go opuścić, to podróż woła. Ciągle na zachód, odwiedzając plantacje trzciny cukrowej, na których 200 lat temu pracowali niewolnicy i wykuwali bogactwo południowych stanów Ameryki. Wreszcie wjechałem do Texasu i do miasta znanego z ogromnego kompleksu medycznego, mającego wpływ na medycynę na całym świecie i słynącego z miejsca, w którym rozwiązuje się kosmiczne problemy. Houston. 

Ciąg dalszy nastąpi. Codziennie zdjęcia i teksty na "Life Guru otwórz oczy" na Facebooku.